
Czy zastanawialiście się kiedyś nad cechami idealnego czytelnika? Czy w ogóle warto się nad tym zastanawiać? Wiadomo, że książki czyta osób tak mało, że powinny nam łzy szczęścia policzki zalewać, ilekroć się zdarzy, że w ogóle kogoś z książką w ręce widzimy. Nieważne jaką, grunt, że przynajmniej osobnik łyknie trochę słowa pisanego. Bo przecież wiadomo, że naród nie czyta. Kiedy jednak nam minie euforia z powodu wypatrzenia przedstawiciela ginącego gatunku, zaczynamy się często robić refleksyjni. Cóż z tego, że czyta, wzdycha o córce moja znajoma, kiedy to w kółko Mongtomery albo Musierowicz. Z jej niezadowolenia jasno wynika, że uznaje swoją latorośl za czytelnika upośledzonego, organicznego do jednego czy dwóch psiarzy, zatrzymanego w rozwoju, jednym słowem czytelnika na pół, a może i ćwierć lub mniej gwizdka. Z reguły w tym momencie rozmowy sobie przypominam, jak moi domownicy prychali na mnie, że wciąż czytam muminki, zamiast sięgnąć po coś bardziej wyrafinowanego.
Bo obraz czytelnika, określmy go mianem prawdziwego, od szkolnej ławy próbują nam wbić do głowy mniejsi lub więksi eksperci. W szkole, oczywiście, liczy się ten, kto grzecznie i dokładnie przeczyta wszystkie lektury. Potem za prostowanie myśli biorą się nam spece od makretingu. Wystarczy przejrzeć strony księgarń, czy choćby serwisów organizujących konkursy na najlepsze blogi książkowe. Liczą się Ci, co czytają szybko, dużo, zachłannie, i na świeżo. Owszem, dobrze byłoby, żeby zaglądali do klaski, o ile właśnie została wznowiona. Muszą koniecznie sięgać po nowości, czytać współczesne bajki dzieciom, znać tytuły książek świeżo nagrodzonych. I czekać z wytęsknieniem na ich polskie tłumaczenia.
Sama do niedawna nie miałam nic przeciwko takiemu portretowi czytelnika prawdziwego. I pewnie bym sobie tym zagadnieniem głowy tak nie zaprzątała, gdybym nie sięgnęła po pisarza, którego uważam za wyśmienitego. Ten pan spokojnie i nad wyraz jasno przedstawił mi, jak się sprawy mają.

Źródło: Vladmir Nabokov „Wykłady o Literaturze”, str 35, 36.
Cytowany tekst pobudził mnie nie tylko do refleksji ale i działania. Rezultatem którego jest usypanie stosu książek do powtórnego przeczytania. Na zdjęciu są tylko te tytuły, o których chyba jeszcze na blogu nie mówiłam. Tutaj są te, o których wspominałam niejednokrotnie. A Wy jak uważacie, łatwo byłoby Wam spełnić nabokovskie wymagania? Zdarza się Wam powtórne czytanie?
Do powtórzenia:
