Nieśmiały i surowy, zawsze dążący pod górę, tracący wszystkie siły na tropienie niezliczonych, przebłyskujących w nim istnień, jakby się to działo o świcie w mitycznym gaju, nie potrafił już zmusić się do obcowania z ludźmi dla zarobku albo rozrywki, dlatego pozostawał ubogi i samotny.
Vladimir Nabokov „Dar”, str 107
Takiego Władka to nie lubię. Bo mnie nuży i w letarg popycha. I denerwuje trochę. Ta parada utraconych mężczyzn, za którymi tylko wzdychać można. Wiem, wiem, to takie czasy były, kiedy facet modny musiał być mocno obtęskniony, w świecie zaginiony, wspominany na kanapce, na wysiedzianym fotelu, przez zasmuconych bliskich. Tutaj jest takich bohaterów co najmniej ze trzech: młody samobójca, niepowracający z egzotycznej wyprawy ojciec entomolog i skazany za poglądy rewolucjonista. Zwłaszcza historia tego ostatniego była przyczyną moich wielu udręk czytelniczych. Pryszczaty ciamajdowaty politykier, który sam dokładnie nie wie o co mu chodzi, zostaje skazany na zsyłkę i tam niknie w pamięci, to zupełnie nie mój typ literacki.
Moja uwagę przy tej książce trzymała głownie świadomość, że jest to jedna z najbardziej autobiograficznych opowieści Nabokova. Faktycznie, narrator to młody literat, rosyjski emigrant, który snuje się po Berlinie w poszukiwaniu zarobku i tematów do wierszy. Liryczny jest bardzo, zarówno w postrzeganiu otoczenia jak i w doborze środków wyrazu.
Robi się z tego Nabokov nieklarowany, ciężki w natychmiastowym spożyciu. Widać, że to wczesna powieść, że jeszcze autor nie potrafi na tym etapie wytrącić z tekstu nadmiaru uniesień i poetyckich sformułowań. Daje ponieść się erudycji, chęci literaturoznawczych popisów, zapewne robiących niegdyś wrażenie na jemu współczesnych. Teraz, niestety, mogą one być jedynie interesującym źródłem wiedzy dla ambitniejszych studentów filologii rosyjskiej. My, zwykli bywalcy księgarń, Puszkina już nie czytamy. Czy mamy i nie czytać dawniejszego Nabokova?
Może nie całkiem, może wystarczy, gdy pominiemy tylko niektóre rozdziały, jak ten o życiu męczennika politycznego, Czernyszewskiego. Bo jednak ta książka już zawiera pewne, charakterystyczne dla Nabokova treści i przesłania. Już tutaj autor bawi się w rozpatrywanie alternatywnych działań przeznaczenia, zadając sobie i czytelnikowi zagadki na temat tego, co by było, gdyby inaczej potoczyły się wydarzenia, gdyby obsunął się choć jeden element ułożonej przez los układanki. Na dodatek tę zabawę konstruuje stosując swoje ulubione rekwizyty: słoneczne popołudnia, mieszczańskie saloniki, uczuciowe zawirowania. Jeśli wiec uznacie, że warto pomęczyć się, żeby od czasu do czasu zobaczyć cień, zarys Nabokova, to zachęcam. A dla niezdecydowanych dodam, że zgodnie ze słowami autorki biografii żony Nabokova, była to jedna z ulubionych książek pisarza.
mowa o: