Happy Book Day

księga

Już za chwileczkę, już za momencik Dzień Książki zacznie nas kręcić! Do wyprzedaży gotowi jednym słowem.

Jeśli o mnie chodzi, obkupiłam się już wcześniej, bo gdzie nie gdzie obchody zaczęły się trzy tygodnie na przód. Efekty pokazywałam całkiem niedawno. Ale i tak ciągle mam niedosyt. Żal mi, że na przykład nie zdążono wydać nowej książki Witkowskiego. Krawiecki kryminał, na samą myśl się oblizuję. Co roku o tej porze pokazywała się też nowa Hiromi Kawakami, a tym razem nic. Nieustannie wyglądam też tłumaczenia drugiej części Miasta Śniących Książek Moersa. Tymczasem z księgarni zdążyły zniknąć wszystkie jego starsze Camońskie opowiadania, a nowych ani śladu. Jest za to kolejny Murakami, ale tym razem sobie daruję.

Na pocieszenie, żeby nie było, że tylko marudzę, uskładałam okolicznościową trójcę:

1. opowieści o lekturach z dzieciństwa czyli co czytali kiedy byli mali. Rozmowy z 24 mniej lub lepiej mi znanymi sławami. I do tego to książka z obrazkami! Nie wiem czy najpierw czytać czy oglądać.
2. ostatnio bardzo plułam sobie w brodę, że nie poszłam na organizowane w mojej bibliotece spotkanie z profesorem Miodkiem. Na szczęście będę się mogła z nim spotykać w doborowym towarzystwie, zebranym pod szyldem Wszystko zależy od przyimka.
3. Powrót do starej znajomej czyli kolejny kryminał Marty Grimes. Już ledwo pamiętam jak wygląda inspektor Jury i przyjaciele, a przecież zawsze bawiłam się w ich towarzystwie świetnie.

trójka

I to byłoby na razie na tyle. Na razie, bo choć żadnej trójcy już nie planuję, to na pewno wstąpię jeszcze jutro tu i ówdzie, choćby do Matrasa, w którym zapowiedziano 25 % zniżki.

A Wy jak będziecie ten dzień świętowali ?

podróżować jest bosko

imperium 3

-Mogłabym tam zostać. Znalazłabym sobie pracę.

-Jaką pracę? – zdumiał sie Archie.

Istotnie, w tamtych czasach brakowało posad dla kobiet. Kobiety były albo córkami na utrzymaniu rodziców, albo żonami na utrzymaniu mężów, albo wdowami żyjącymi z tego, co zostawili im w spadku mężowie bądź mogli zapewnić krewni. Pracowały jako damy do towarzystwa lub guwernantki. Miałam jednak odpowiedz na to pytanie.

-Zatrudniłabym się jako kredensowa. w zasadzie mogłoby mi się to nawet podobać.

Agatha Christie „Moja podróż po imperium” astr 33

imperium

Fajna ta Agatha była, nie ma dwóch zdań. Ciężko powiedzieć czy do tańca do różańca. Do pisania i podróżowania nadawała się świetnie na pewno. Uzmysłowiłam sobie to po raz kolejny, czytając niedawno zakupione wspomnienia Christie o jej wielkiej zagranicznej wędrówce. Choć to raczej kombinacja dziennika i listów do najbliższych z wojaży, jakie Agatha odbyła w wieku lat 32. Towarzyszyła wtedy mężowi w jego 10 miesięcznej podróży po świecie, której celem było zebranie materiałów do wystawy pokazującej świetność Brytyjskiego Imperium. Trasa wycieczki była zawiła i męcząca, zawierała odwiedziny w Afryce, Australii, Nowej Zelandii i Kanadzie. Na dodatek szefem wyprawy był człowiek początkowo czarujący, a w miarę upływu czasu dający się poznać jako sknera, gbur, awanturnik i nadęty bufon, niejaki Major Belcher.

Major Belcher
Naszą Agathę ratowała na szczęście energia i duże poczucie humoru, oraz niegasnący zapał do wszelkich towarzyskich imprez. Oprócz tego książka pokazuje, że Christie miała też talent do fotografii, jej zdjęcia zdobią niemal co druga stronę i są świetnym uzupełnieniem opowiadanych w listach i wspomnieniowych notkach historii.

plantacja trzciny cukrowej
Jedyne czego mi tutaj brak to trochę głębszego spojrzenia na kulturę i codzienność każdego ze zwiedzanych krajów. Z drugiej strony wydaje się jasne, że Agatha goniąc z jednego oficjalnego przyjęcia na drugie, przesiadując na herbatkach u brytyjskich pań z towarzystwa, zwiedzając wzorcowe farmy, plantacje i fabryki, jednym słowem realizując plan godny delegacji rządowej, nie miała tak naprawdę szansy podpatrzeć prawdziwego życia odwiedzanych krajów. Za to miała wiele okazji do zaobserwowania lokalnej brytyjskiej społeczności i z jej opisu bardzo dobrze się wywiązała.

delegacja w domu
Odmalowała też barwnie portrety współtowarzyszy podróży. Co okazało o tyle cenne, że później na ich podstawie stworzyła bohaterów jednego ze swoich wczesnych kryminałów, niejednokrotnie przeze mnie chwalonego Mężczyzny w brązowym garniturze. Nie kto inny tylko właśnie nieznośny Belcher stał się pierwowzorem sir Eustachego Peldera. Można też dopatrzyć się sporego podobieństwa pomiędzy sekretarzem Belchera, a asystentem barwnego arystokraty z kryminału. Nie mówiąc o młodzieńczym entuzjazmie głównej bohaterki opowieści, Anny Beddingfield, którą wnuk Christie bardzo trafnie identyfikuje z samą królową kryminału.

Agatha na Honolulu
Najzabawniejsza jednak dla mnie podczas czytania tej historii była wychylająca z każdej strony ironia losu. Oto skromna żona przy mężu, zawsze na szarym końcu znakomitej delegacji, jest obecnie znana niemal w każdym zakątku świata, w którym można znaleźć półkę mieszczącą kryminały. Tymczasem pozostali uczestnicy wyprawy, ci wszyscy nadęci i bardzo ważni panowie, pchający się na mównice i pierwsze strony gazet, zostaliby dawno zapomniani, gdyby ich nie skojarzono z osobą mało dla nich istotnej Agathy C.

mowa o:

podróż po Imperium

nie trzeba nawet zasłaniać okien

Katedra  w Barcelonie

Właściwie nigdy nie udało mi się jej dogodzić, no może raz czy dwa. Nie była zadowolona z moich wyników w nauce, mój wygląd też okazał się zdecydowanie poniżej jej oczekiwań. Czułam, że bezpowrotnie roztrwoniłam radość, którą wywołało we mnie jej uznanie, wywołane moim pierwszym wyssaniem krwi.

Noemi Szeesi „Ugrofińska wampirzyca”,  str 217

Ciąg dalszy wampirzych tematów. To pewnie od nadmiaru słońca tak mnie ostatnio naszło. Z tęsknoty do ciemnych zakamarków i związanych z nimi historii. Ta o której opowiem za miejsce akcji ma Węgry, konkretnie stolicę Budapeszt w czasach współczesnych. Tam właśnie w jednej ze starych kamienic zamieszkują wampirzyce. Wnuczka z Babcią. Starsza pani hołduje tradycji, co noc gdzieś krew spija, nocuje (a właściwie dniuje) w trumnie, dokarmia okoliczne szczury i chętnie przemienia się w nietoperza. Natomiast z wnuczką jest trochę problem.
Po pierwsze nie bardzo ma ochotę komukolwiek zęby w szyję wbijać. Po drugie wykształciła się literacko i zamierza pisać bajki. Które mogą okazać się sukcesem. Nie wiadomo co bardziej martwi Babkę. W każdym razie ta wiekowa dama (ma ponad dwieście lat i znała się z Lisztem i Oskarem Wildem) nie ustaje w wysiłkach, by wnuczkę odpowiednio wychować i naprowadzić na właściwą ścieżkę wampirzego życia. Czy jej się to uda, najlepiej się samemu przekonać.
Zresztą nie tylko dlatego warto tę książkę przeczytać. Wnuczka, która jest jednocześnie narratorką to ciekawa osoba, ze sporą wiedzą o książkach i skłonnością do dziwnych zajęć. Na przykład zatrudnia się jako pomywaczka w wegetariańskiej restauracji. Światło dzienne jej w zasadzie nie szkodzi, może częściej niż inni sięga po słoneczne okulary. W czasie wolnym chodzi na lekcje węgierskiego, choć język zna doskonale. Zależy jej jednak na nauczycielce, więc udaje jak może.

Robi się z tego nie tylko dobrze opowiedziana historia z mnóstwem ciekawych zdarzeń. To również uniwersalna przypowieść o zanikaniu zjawiska femme fatale, kobiety wampa i zastąpieniu jej przez postać zwykłej dziewczyny. Nawet w przypadku prawdziwej wampirzycy.

mowa o:

Wampirzyca