vicious

Natknęłam się na nią całkiem przypadkowo, gdy  podczas długiej i chłodnej niedzieli  przemierzałam powoli wszystkie kanały TV. Zamiast tradycyjnie pstryknąć off mamrocząc dno, serdeńko, dno, zatrzymałam się na widok niewielkiej kobietki,  która znudzonym głosem wygadywała straszliwe impertynencje, chodziła w boskich kieckach  z obniżonym stanem i snuła się po zakazanych barach epoki prohibicji.

To była właśnie Dorothy Parker, poetka i pisarka, publikująca w słynnym The New Yorker, a potem wspólracująca z Hollywood. Jej biografię, w miodowych kolorach wytrawnego martini, nakręcił Alan Rudolph, i jest to chyba jeden z lepszych filmów o życiu pisarza, jaki udało mi się kiedykolwiek zobaczyć. Pyskata i pijana Dorothy Parker jest jak tu nieznośna dziewczynka, której mimo złego zachowania, nie sposób nie lubić. W miarę oglądania zaczynałam rozumieć, że termin vicious circle odnosi się nie tylko do nazwy kręgu przyjaciół Dorothy z czasów młodości, ale i jej niezbyt szczęśliwych losów. Bo miała ona talent do zakochiwania się w niewłaściwych facetach i wydawania nadmiernych ilości pieniędzy, co dawało w rezultacie opłakane skutki. Można by się nawet pokusić o stwierdzenie, że tkwiła w jakimś zaklętym kręgu niepowodzeń uczuciowych i finansowych i nie bardzo potrafiła się z niego wyrwać, za to nieźle umiała  go opisać. Łatwo to sprawdzić sięgając po niedawno u nas wydany zbiór opowiadań Dorothy, który jest istną mozaiką postaci i migawek nowojorskiego światka lat dwudziestych. Mimo upodobania do picia, Dorothy potrafiła bardzo trzeźwym okiem spojrzeć na swoich współczesnych. Ich portrety odmalowane w barwnych i pachnących lekkim cynizmem dialogach są od dobrych paru miesięcy częścią mojego nocnego rytuału. Trzymam je tuż przy łóżku i od czasu do czasu, dla przybliżenia jazzujących snów, poczytuję przed zgaszeniem światła.       

 mowa o;