Merry

Spojrzeli w górę na niebo, odległe i czarne, ale niewiarygodnie pełne gwiazd, tysiąc razy liczniejszych niż latem. A największa z nich wisiała prosto nad wierzchołkiem ich choinki.

 Tove Jansson „opowiadania z Doliny Muminków”, str. 228d

 

Życzę Wam wszystkim spędzenia Świat Bożego Narodzenia w ciepłej i przyjaznej atmosferze, z tymi których kochacie w sposób jaki kochacie oraz by znalazione pod choinką prezenty dały Wam radość i były świadectwem tego, że Bliscy Was znają i rozumieją.

 

Daleko od Marsa

W środku znajdowało się coś podłużnego, ciemnobrązowego, co przypominało dżdżownicę. Natychmiast pobiegłem ze znaleziskiem do ojca, który czyścił szyby w swoim fiacie 125p autowidolem i peerelowską podpaską higieniczną, z przyczyn obyczajowo – wychowawczych nazywaną „pieluchą”. Z torebką w dloni zapytałem, co jest w środku. (…) Ojciec przestał pocierać szybę, na której pozostawały setki drobnych białych kłaczków z „pieluchy”, i zmarszczył brwi. Zawahał się.– Skórki pomarańczowe w czekoladzie – odparł lakonicznie. Możesz zjeść sobie jedną – dodał po chwili. Poczęstował mnie i sam posilił się zawartością torebki, tak ze nic w niej nie pozostało.

Tomasz Lem „Awantury na tle powszechnego ciążenia” , Str 27-28,

 To Stanisława Lema należy między innymi winić za moje upodobanie do angin i zasmarkań w wieku młodzieńczym. W szkole randki z Pilotem Pirxem i Ijonem Tichym nie wchodziły  w grę. Loty w kosmos tym bardziej. A tu wystarczyło zagrzebać się kołdry, otoczyć pigułkami, chusteczkami, herbatami i byłam gotowa do lotu. Rolę sterownika, mapy i przewodnika pełniły Dzienniki Gwiazdowe, albo Opowieści o Pilocie Pirxie. Odpalałam pierwszą stronę i już mijałam gwiazdozbiory, obserwowałam życie na słońcu, czy genialne wynalazki techniczne.

Nic dziwnego, że zachciało mi się kolejnej wyprawy z Panem Stanisławem. Tym razem nie w przestrzeń międzygwiezdną, a w „kraj lat dziecinnych” jego syna. Sprawa była prosta, wystarczyło zakupić właśnie wydane wspomnienia i zabrać się za czytanie. Pierwszy krok poczyniłam szybko, z drugim zwlekałam, bo wydawało mi się podejrzane, że książka jest tak szeroko reklamowana. Na wszelki wypadek podetknęłam ją najpierw do czytania jednemu z domowników. Szybko pożałowałam swojego gestu, bo nie dość, że słyszalam ciągle, że książka jest dobra, to ciągle chciano mi przytaczać fragmenty. Tymczasem do lektury mam stosunek dosyć egoistyczny i zwykle wolę się napawać samodzielnym  odkrywaniem jej uroków.

Wreszcie udało mi się odzyskać książkę, i kiedy tylko dostałam ją w swoje ręce, już bez zwlekania rozpoczęłam czytanie. Podczas którego stwierdziłam, że jej nadzwyczajność polega na zwyczajności. Ot, jest jakiś facet który pisze, nawet swoje książki dobrze sprzedaje, ale nie oznacza to, że on sam i jego rodzina przebywają na pełnej blasku i chwały planecie, która nie widnieje na nieboskłonie szarego człowieka. Wręcz przeciwnie, okazało się, że razem z państwem Lemami udało nam się zagościć wspólnie na tej dziwacznej stacji historycznej, jaką była Polska Ludowa. Tomek (syn Stanislawa Lema), tak samo jak ja był zaskoczony pewnej grudniowej niedzieli, że nie może obejrzeć teleranka. Samochód Państwa Lemów przechodził osobliwe operacje technologiczne, moi rodzice robili naszemu pojazdowi zastrzyki w celu pobudzenia jego sił motorycznych. W moim mieszkaniu, podobnie jak w domu Państwa Lemów, też każdego wieczora słychać było w radioodbiorniku dziwne piski i zgrzyty, które jako żywo przypominały tajemnicze sygnały przybyszów z kosmosu, a w rzeczywistości były odgłosami uporczywie zagłuszanego – i równie uporczywie nasłuchiwanego – radia Wolna Europa.

Dzięki tej pokoleniowej wspólnocie wspomnień książka Tomasza Lema wydała mi się nie tylko bliska, ale i niezwykle wiarygodna. Dlatego bez sprzeciwu przyjęłam opowieści o zamiłowaniu Lema do słodyczy, skłonności do gaf towarzyskich czy talencie do niszczenia co bardziej eleganckich ubrań. I nie tylko to ujęło mnie w tej książce. Napisana bezpretensjonalnie, ale nie nudno, okraszona tu i ówdzie iskierką humoru, pokazuje wiele, ale nie wszystko. Mam wielki szacunek dla autora, że potrafił uniknąć wchodzenia w szczegóły zbyt intymne, że enigmatycznie opisał dolegliwości i choroby ojca, że nie odarł go w swoich wspomnieniach z prywatności, czego na przykład nie udało się osiągnąć Dehnelowi w opowieści o Babce. A książkę mogę spokojnie polecić zarówno tym, którzy Lema kochają, jak i nie znają kompletnie, tym, dla których PRL jest przebrzmiałą pieśnią przeszłości, jak i tym, którzy w PRL’u się urodzili i wyrośli lub spędzili tylko kilka lat wczesnego dzieciństwa. No i jeśli ktoś nie ma pomysłu, co rodzinnemu czytaczowi wrzucić pod choinkę, to na pewno takim podarunkiem zdobędzie jego pełen wdzięczności uśmiech. 

mowa o:

graciasy i fenksy

Zacznę od podziękowań wszystkim uczestnikom konkursu, a także tym którzy niejako pozakonkursowo wyciągnęli do mnie pomocna dłoń z pytaniami wspierającymi założenie strony About. Muszę się teraz dobrze zastanowić, jak mądrze te pytania spożytkować. Dlatego może się zdarzyć, ze strony nie zdołam uzupełnić od razu w najbliższych dniach.

Jeśli chodzi o zwycięzców w konkursie, to zostali nimi:

Giera, który jako bezkonkurencyjnie pierwszy miał największy wybór i zgarnął Padure.

Lilithin, która jako druga wybrała Meredesa -Benz.

Foma, który jako trzeci jest niejako zmuszony przyjąć to, co zostało, czyli Krainę Traw.

Dziękuje też za udział Chihiro, która zaprosiłam do skorzystania z puli pozakonkursowej, oraz Maga marze, która zgłosiła swoje pytania już po ogłoszeniu wyników. Dziękuję tez Agnes, której niestety nie mogłam uwzględnić wśród uczestników, ponieważ jej wypowiedz nie spełniła podstawowego warunku, jakim było zadanie co najmniej dwóch pytań. Jednak na pewno chciałabym odpowiedzieć na jej pytanie,  dlatego proszę Agnes o kontakt na mail’a abyśmy mogły porobić jakieś ustalenia.

A wszystkich zwycięzców z przyjemnością informuje, że ich nagrody zostały wysłane dzisiaj przesyłkami priorytetowymi i mam nadzieje, że dotrą na miejsce jeszcze przed Świętami. Natomiast pozostałych czytelników zapewniam, że  następna notka będzie już ściśle na temat, czyli o książkach.

Bo dzisiaj była mowa o:

worek z prezentami

Brody sobie nie doprawiam, bo by mi się za bardzo do szminki kleiła, ale skarpety zapełniam, pod poduszki wrzucam, i nawet za szklanką mleka (pfuj) i ciasteczkami ( no trudno) się nie rozglądam.

Najpierw chcę Wam sprezentować nowiutką i świeżutką listę najlepszych czytanek, jakie zdołałam wygrzebać ze swojej przepastnej pamięci i notatek blogowych. Czas przedświąteczny to okres, gdy albo rozglądamy się za książkami dla siebie (w końcu będzie tyyyyle wolnego), albo dla bliskich pod choinkę. Dlatego myślę, że to dobry moment, żeby taki spis podarować wszystkim czytelnikom i zaglądaczom.

Ale to nie koniec!

Dal tych z Was, którzy dzielą ze mną los czytelnika tęskniącego za literaturą obcą  i jeszcze nieprzetłumaczoną, mam coś specjalnego. Otóż całkiem niedawno udało mi się natrafić na nieźle zaopatrzoną księgarnię internetową ze sporym asortymentem tytułów anglojęzycznych. I ceny mają całkiem znośne. Na przykład Wolf Hall można kupić już za 58 złotych. Zresztą same/i się przekonajcie: http://www.bookcity.pl/

I na dnie mikołajowej sterty mam konkurs. Otóż chcę Was prosić o pomoc w uzupełnieniu tej zakładki z boku , noszącej tytuł; „About”. Na jakie pytania Waszym zdaniem powinna autorka niniejszego bloga odpowiedzieć w tym miejscu? Chętnych do ich zadania  proszę o zamieszczenie w komentarzach 2-3 propozycji. Spośród nich zostaną wybrane trzy pytania, a ich autorzy otrzymają w nagrodę jedną z następujących trzech książek (oczywiście proszę o podanie, która z nich Wam najbardziej odpowiada):