Marlena

 Być gwiazdą, to żyć w świecie ułudy, bardziej pielęgnować, swój image niż talent, powoli stawać się mitem, tracąc rzeczywiste istnienie. 

 „Prawdziwa Marlena Dietrich” Gilles Plazy

 

Trudno uwierzyć, że ta bladolica femme fatale o omdlewającym spojrzeniu, była istotą z krwi i kości, kobietą silną, apodyktyczną i niesłychanie energiczną. A jednak! Marlena to był podobno człowiek, to był na pewno człowiek, jak udowadnia w całkiem niezłej biografii aktorki Gilles Plazy.

Diterich, dziś już niemal zapomniana, była niegdyś jedną z jaśniejszych gwiazd na firmamencie Hollywoodu, i może jedynie Greta Garbo od czasu do czasu była w stanie ją przyćmić. Jednak to nie gwiazdorskie rozgrywki są w tej książce najciekawsze. ale informacje o prawdziwym, czytaj: pozafilmowym życiu gwiazdy. Niedoszła skrzypaczka, zdecydowała się na wodewil w wieku około dwudziestu lat i dzięki niezłomnemu uporowi dostała rolę, która zapewniła jej niesłychany rozkwit kariery. Ale, gdyby nie była z tych, co to wyrzuceni drzwiami, wchodzą z powrotem przez okno, gdyby się choć trochę zniechęciła, fikałaby nóżką w kabarecie przez następnych kilkanaście lat. Gdyby nie silny charakter, dałaby się może uwieść szaleńcowi z grzywką na boczek, tak jak dały się uwieść miliony jej rodaków. Ona jednak odrzuciła propozycje zastąpienia Ewy Braun przy jego boku. Za to postarała się o Amerykańskie obywatelstwo i wyruszyła na front po części jako gwiazda –pocieszycielka, po części jako markietanka. Po wojnie, gdy jej kariera nieco przygasła, z zapałem zabrała się za występy estradowe, które ciągnęła, niemal dosłownie, do upadłego.

Nie łudźmy się jednak, że Marlena była aniołem. Nawet tym błękitnym była tylko przez chwilę i wyłącznie na taśmie filmowej. W rzeczywistości była bardziej despotą o wielkim sercu i z szerokim gestem. Sporo namieszała w życiu tym, których kochała i którzy kochali ją. I choć to nie ona śpiewała „Miłość Ci wszystko wybaczy, bo miłość mój miły to ja”, słowa te doskonale odzwierciedlają jej oczekiwania wobec najbliższych. Taki przynajmniej wniosek nasuwa się po lekturze tej książki.

mowa o: