Julie chce się zabić

muzeum” było jednym z pierwszych słów, które wypowiedziałam, tylko z jakiegoś powodu zamiast muzeum mówiłam muleum. Zanim nauczyłam się poprawnie mówić, zwiedziłam Muleum Prado, British Muleum, Muleum of Modern Art., Steedljik Muelum i Muleum van Gogha, Muleum Wazy, Muleum Picassa i Luwr i wiele innych muleów. Reszta rodziny przejęła to słowo i od tamtej pory nigdy nie mówiliśmy muzeum, chyba, że w pobliżu znajdowała się osoba niewtajemniczona. Teraz tylko ja mówię muleum i rozumiem  co to słowo znaczy.

Erlend Loe Muleum, Str 127

Hasło, że żaden człowiek nie jest samotną wyspą to bzdura. Sam jego propagator złożył najbardziej dosadną krytykę tej wypowiedzi, kończąc swoje życie tak, a nie inaczej. Człowiek jest samotną wyspą, ale czasem wyspy tworzą archipelagi, które mają własny język, kulturę i tradycje. Te archipelagi nazywają się rodziną. Żyje się tam jak w małym, autonomicznym państewku, a jak się dobrze trafi, to ma się rządy liberalno demokratyczne.

Bohaterka ostatnio wydanej książki Erland’a Loe (tego od Dopplera) trafiła świetnie. Należała do rodziny zacnej, zamożnej i wspierającej. Cóż, kiedy to wszystko może zaliczyć do wspomnień. Jej najbliżsi giną w katastrofie lotniczej. Julie zostaje sama, staje się emocjonalnym bezpaństwowcem. Traci swój mały bezpieczny krąg kulturowy. Jedynym wyjściem wydaje się ostateczne rozwiązanie, dające iluzoryczne wrażenie możliwości dołączenia do bliskich. Kłopot w tym, że w dobie piecyków elektrycznych i wątłych sznurów popełnienie samobójstwa nie można uznać za łatwiznę. Narratorka opowieści musi wiec dokonać wielu poszukiwań, zanim znajdzie sposób, jej zdaniem, idealny.

Loe po raz kolejny stosuje schemat odszczepieńca, który nie przyjmuje oferty złożonej przez współczesność i decyduje się na alternatywne rozwiązanie. W Dopplerze zmęczony ojciec rodziny ucieka do lasu, gdzie jego najlepszym przyjacielem zostaje młody łoś. W Muleum młoda dziewczyna, zniechęcona do rzeczywistości, próbuje uciec na drugą stronę życia. Jej wiernym łosiem zostaje Krzysztof, młody i pracowity kafelkarz z Polski.

W obydwu tytułach występują wiec podobne motywy,  ale o ile Dopplera można nazwać książką świeżą i błyskotliwą, to Muleum da się określić co najwyżej jako nieźle opowiedzianą historyjkę z happy endem. Choć i tutaj znajdziemy potoczysty i zawadiacki styl narracji Dopplera, to jednak wypowiedziom brak oryginalności, a postaci bohaterki wiarygodności. Osiemnastoletnia dziewczyna z duża kasą, która w ogóle nie zwraca uwagi na stroje i gadżeciki, za to fascynuje się łyżwiarstwem szybkim, ejże, pani autor, czy nie pasuje to bardziej do chłopca? Dlaczego wiec to nie podrostek został bohaterem tej dykteryjki, skąd chybiony, jak się okazało, pomysł, by czterdziestoletni facet wczuwał się w rolę nastolatki? Po prostu inaczej nie byłoby możliwe dokonanie zakończenia tej historii w taki a nie inny sposób. Zakończenia, którego nie zdradzę, ale które określę jako nudne, sztampowe i będące ostatecznym przyczynkiem do wrzucenia tej książki do szufladki pt bez rewelacji.

mowa o: