gawędy z czytelnikami

Ludzie i ksiązki 1

Układ biblioteki jest sumą ciągłych kompromisów, a w końcu idzie o to, żeby wiedzieć, gdzie czego szukać

 Prof. Jerzy Jedlicki w Barbara Łopieńska Książki i Ludzie, str 34

Nic tak człowieka nie motywuje do przeglądania przeczytanych już książek, jak upomnienie z wypożyczalni. Przedłużając chwile rozstania, sięgnęłam po dawno skończone Rozmowy o książkach. Zachwalane wszędzie, faktycznie stanowiły gładką i apetyczną lekturę. Po której niestety niewiele zostanie mi w pamięci.  Bo to jedna z tych książek, która nadaje się do czytania w kółko. O takie właśnie czytanie zapytała autorka tych monotematycznych wywiadów reżysera teatralnego, Erwian Axera. W odpowiedzi wspomniał o Mannie, Goethe i Prouście.

No i w tym momencie muszę powiedzieć o jednej z rzeczy, która mi się podczas lektury nie spodobała. Otóż trudno znaleźć w niej tytuły nikomu nieznane. Każdy, wiekowy i znamienity rozmówca, wspomina takie lub inne dzieła klasyki. Żadnych tajnych półkowych wykopalisk, cichaczem wygrzebanych  zaczytanych egzemplarzy. Nic z tego.  Będzie wałkowany Mickiewcz, Żeromski i Dostojewski. Czasem przewinie się Tokarczuk albo Cortazar. Nie należy jednak liczyć na niecodzienne odkrycie.

Drugi zawód sprawił mi fakt, że wszystkie osoby z którymi gawędzono o książkach, traktują je jako narzędzie pracy. Nawet sama Łopieńska w pewnym momencie zwraca się do swojego interlokutora z nadzieją stwierdzając: Pan chyba, jako jeden z nielicznych moich rozmówców, może sobie oglądać i czytać dla przyjemności, a nie po coś. Odpowiedź brzmi Ależ skądże (Barbara Łopieńska Książki i Ludzie, str 214) i potem następuje długi wywód na temat obowiązków czytelniczych artysty malarza.

Muszę przyznać, że przy moim, raczej hedonistycznym podejściu do lektury, nie przemawia do mnie taki stosunek do czytania. Bo wychodzi na to, że to harówa, że czytać należy kiedy naprawdę ktoś za to płaci. Czyli ten kto czyta tylko dla siebie, jest niepraktyczny i naiwny, na dodatek miga się od porządnej roboty. Nie mól książkowy, ale truteń.

Tak czy siak, obojętnie w której jawie się teraz czytelniczej postaci, chętnie bym sobie jeszcze tę książkę potrzymała. Do zaglądania od czasu do czasu, albo i nawet w kółko.

mowa o:

rozmowy Łopieńskiej

18 myśli na temat “gawędy z czytelnikami

  1. „Nic tak człowieka nie motywuje do przeglądania przeczytanych już książek, jak upomnienie z wypożyczalni.” – Z nieprzeczytanymi bywa bardzo podobnie 🙂

    Pozdrawiam
    -Igor

  2. o, to rzeczywiscie rozczarowanie… Wydawaloby sie, ze po walkowaniu Mickiewcza czy Zeromskiego co najmniej wypada siegnac po cos w stylu kryminal Swietlickiego czy przygody Misia Paddingtona 🙂
    A czytanie wylaczcnie zawodowe to faktycznie malo fajna sprawa. Dziwie sie jednak, ze zaden z zawodowcow nie relaksuje sie niezawodowymi ksiazkami

  3. Jestem w stanie uwierzyć, że osoby zawodowo zajmujące się książkami mogą nie mieć ochoty na dodatkową lekturę.;( A zdania artysty malarza nie brałabym sobie do serca, na pewno znajdą się setki innych ludzi z jego branży, którzy czytają także dla przyjemności. Pamiętam, ile szumu wywołał swego czasu Najsztub mówiąc, że od iluś tam lat nie czyta w ogóle, bo jest mu to niepotrzebne.

  4. wiesz co, masz rację, ja też chętnie bym przeczytała rozmowy z takimi „amatorskimi” czytelnikami, „zwykłymi” pasjonatami książek. pamiętam reportaż o parze, która namiętnie chodziła do kina, widzieli wszystko, co było dostępne, mimo że żywili się bułkami z masłem, piękne to było!

  5. @ Patrycja

    Pamiętam ten reportaż, para na mnie zrobiła ogromne wrażenie. Te opowieści o notatkach, sprawdzaniu repertuarów, zniżek – prawdziwi pasjonaci.

  6. igor: no właśnie, zdaje się, że dostanę przyspieszenia czytelniczego i wreszcie wezmę się za Symultankę Bachmann, której tez dotyczy to upomnienie 😉
    magamara: Misia Paddingtona może nie, ale ktoś wspomina pouczające treści płynące z bajek braci Grimm . Za to Chmielewskiej nie czytają 😉 Niektórzy się i owszem czytaniem relaksują, ale są i tacy co fukają na pytanie o lektury dla przyjemności, ze na takie rzeczy to czasu nie mają. Zdjęcie z nocy Biblioteki w moim mieście, świetnie zorganizowanej zresztą.
    czytankianki: Pamiętam to oświadczenie, a jakże. Wiesz czasem miałam wrażenie, że niektórzy nie chcieli mówić o swoich niezawodowych czytaniach bo uważali ze im nie uchodzi, jako poważnym ludziom nauki lub sztuki bzdetami się zajmować.
    Patrycja i Ania: Tak, też pamiętam ten artykuł, to było kiedyś w WO, dosyć niesamowita historia.

  7. Może rzeczywiście „intelektualistom” nie wypada czytać/robić pewnych rzeczy.;( Swego czasu Miłosz podbił moje serce wyznaniem, że lubi oglądać „Złotopolskich” (nie żebym była fanką tego serialu) – bo czy jest w tym coś uwłaczającego?;)
    Przypomniała mi się rozmowa z właścicielką antykwariatu, na oko panik ok. 50-tki, która stwierdziła, że czyta wyłącznie lit. faktu i popularno-naukową, bo reszta jest mało warta. Poczułam się niekomfortowo.;(

  8. Bazyl: To na pewno o nich chodziło! Szkoda ze jakieś kino się nie szarpnie i nie zafunduje tak wiernym fanom dożywotniego darmowego biletu. Moim zdaniem lektura powinna przede wszystkim sprawiać przyjemność, przy czym dodać należy że jest wiele gatunków czytelniczych przyjemności. A człowiek inteligentny ze wszystkiego mądrość potrafi wyłuskać 😉
    czytankianki: Mnie utkwiło w pamięci, że Milosz lubił serie o rodzinie Borejków, która siłą rzeczy, raczej do literatury wysokiej nie jest zaliczana 😉 Pamiętam tez rosnący niepokój przy Lekturach Nadobowiązkowych Szymborskiej, gdzie praktycznie brak było zw fikcji. Za którą zresztą przepadam i nie wstydzę się do tego przyznać 🙂

  9. Nie podoba mi się podejście, że działanie zawsze musi przynosić jakiś zysk, w przypadku czytania, intelektualny, na co wskazują najczęściej przeciwnicy czytania dla czytania. Bo inaczej, jak twierdzą, takie czytanie jest na nic, ba, oni by tego czytania nie nazywali czytaniem nawet. W związku z powyższym przyznaję, że diabelnie mało czytam 😛

  10. Bazyl: Mnie tez się takie podejście nie podoba, co więcej, czytanie dla zysku, nawet tylko intelektualnego, będzie, jak każde działanie mające na celu pozyskanie korzyści, pracą ;). Czyli nie prawdziwym czytaniem. Pytanie tylko czy przyjemności tez nie należałoby uznać za zysk 😉

  11. Ad vocem: para szalonych kinomanów to Maria i Bogdan Kalinowscy. Poznaniacy. Na tegorocznych Nowych Horyzontach minęliśmy się kilkakrotnie. Właściwie – jeśli wchodzisz na salę, a Oni też się w tym kierunku udają – są zwiastunami dobrego seansu. 🙂

    Myślę, że ci, którzy czytają zawodowo, wcale niekoniecznie robią to z myślą o zysku, nie zawsze. Bo przecież są tysiące innych motywacji: dla warsztatu, z chęci bycia na bieżąco, przez wciągnięcie w temat, z którym się żyje od dłuższego czasu. Nie, no na pewno czytają dla lektury. Tylko jest im trochę trudniej wyłączyć te brzęczyki, że trzeba na czas, że recenzja jest musowa, że trzeba adres bibliograficzny cytatów zapisać etc.

    Dla mnie lekkim odstraszaczem byłaby praca w księgarni lub bibliotece. Tyle książek, że wieczorem chce się od nich uciekać. A przecież to złudne. O czym mnie przekonują np. blogerki-bibliotekarki. 🙂

    Łopieńską znam tylko ze słyszenia. Oż, naprawdę Żeromski? To bardzo wiekowi rozmówcy chyba…

  12. tamaryszek: Chodzi nie tylko o zysk wymierny w brzęczącej gotówce ale i właśnie taki bardziej ambicjonalny.Rozmówcy raczej wiekowi, owszem,cześć z nich dzisiaj już nie żyje. Książka sama w sobie tez nienajnowsza. Ciekawie moim zdaniem byłoby poczytać powtórzenie tych rozmów z innymi, obecnie panującymi nam, autorytetami.

  13. Hi, hi 🙂 „obecnie panujące autorytety”.
    Nic, nic, tylko pierwsze skojarzenie zrymowało mi się z celebrytami. Ale autorytety przecież są. Taka książka powinna mieć założoną cykliczność. Bez przesady: raz na 10 lat.

  14. tamaryszek: Co dziesięć lat brzmi dobrze. Chciałabym się na przykład dowiedzieć „dla siebie” czytuje Franaszek czy Malanowska.

  15. Agnes: Mnie po miesiącu trudno było sobie przypomnieć konkretne fakty i osoby. Ta książka definitywnie nadaje się do posiadania na stałe i podczytywania.

Dodaj komentarz